,,ANNA’’
W tej chwili targały mną różne uczucia, obawiałam się tego co zrobi Piotr, gdy dowie się o mojej próbie opuszczenia zamku. Musiałam coś szybko wymyślić, jednak pokrótce uświadomiłam sobie, że wykręt z sytuacji w jakiej zastał mnie Edmund, był praktycznie niemożliwy. Zamiast odpowiedzieć na pytanie chłopaka, z ogromną gulą w gardle zapytałam: — Jeśli wrócę do komnat i tam pozostanę, mógłbyś uznać, że mnie tu nie widziałeś?
Edmund próbował wyczytać coś z mojej twarzy, jednak nie był w stanie do niczego dojść, westchnął i oparłszy się ramieniem o ścianę oznajmił: — Jeśli podasz mi dobry powód, to się nad tym zastanowię — po czym skrzyżował ręce na piersi i wyczekująco spojrzał mi w oczy. Wolałam mu nie mówić co właściwie miałam zamiar zrobić po opuszczeniu zamku, więc spuściłam głowę i szepnęłam: — Nie mogę Ci tego powiedzieć.
Chłopak ze zrezygnowaniem spuścił głowę, po chwili jednak znów ją podniósł i posyłając mi drobny uśmiech, podszedł i zaczął odwiązywać prześcieradło od słupa okiennego. Zbuchtował wszystko, zarzucił na ramię i chwyciwszy za moje przedramię, swoje kroki skierował do komnaty, którą ledwo co zdążyłam opuścić.
— Nie powiem nikomu o twojej małej wycieczce po zamku, ale w zamian postaraj się na razie nie uciekać — ponownie posłał uśmiech w moją stronę.
Dotarłszy do komnaty rzucił krótkie spojrzenie na śpiących pod drzwiami strażników i głośno westchnął, co z resztą trochę mnie rozbawiło. Skinieniem głowy kazał mi wejść do środka, jednak nim to zrobiłam odłożyłam klucze na kolana strażnika, któremu wcześniej je odebrałam. Edmund posłał mi zdumione spojrzenie, gdy podawał mi prześcieradła, ale nic nie powiedział, a ja szepcząc ciche ,,dobranoc’’ zniknęłam za drzwiami pomieszczenia.
,,EDMUND’’
Już miałem odchodzić, ale zerknąłem jeszcze kątem oka na drzwi, przez głowę przemknęła mi myśl, by jednak je zakluczyć.
Pokręciłem głową próbując oddalić pomysł, chciałem dać szansę dziewczynie. Raz już mnie okłamała, ale chciałem wierzyć w to, że miała ku temu słuszny powód, prócz tego, zrobiła na mnie niemałe wrażenie tym jak wszystko sobie zaplanowała i pewnie gdyby nie ja, byłaby już drodze do... no właśnie, dokąd? Zastanawiało mnie co takiego miała do załatwienia, że jak to ujęła "nie mogła" powiedzieć.
Idąc korytarzem do swojej komnaty cały czas się na tym głowiłem. Dotarłszy na miejsce przetarłem kark ręką i zdjąłem z siebie ubranie codzienne. Położyłem się do łóżka i prawie zasnąłem, lecz nie było mi dane to tak prędko, ponieważ tego wieczoru przez głowę przemknęła mi kolejna myśl.
Co będzie, kiedy wrócimy do Anglii, a Piotr będzie miał tu już ułożone życie? Chociaż, czy naprawdę musimy wracać?
Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę z tego, że prócz władaniem Narnią nie mamy tu poważniejszych zobowiązań, a w Anglii było inaczej, czekała tam na nas rodzina. Nie chciałem myśleć o powrocie, kochałam to miejsce, a może nie...
Może tak naprawdę kochałem to kim tu jestem?
Przekręciłem się na drugi bok i po jakimś czasie udało mi się usnąć.
Obudziłem się zlany potem, nie do końca pamiętając co mi się śniło, wiedziałem jednak, że sen zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych. Podniosłem się do siadu i skierowałem wzrok w stronę okna, wyglądało na to, że było południe. Wstałem i zbliżywszy się do misy z wodą, obmyłem ciało oraz twarz, a następnie założyłem świeże ubranie. Naszła mnie ochota na przejażdżkę, wyszedłem z pokoju, zmierzając w stronę stajni. Przechodząc obok komnaty Anny przez głowę przemknęła mi myśl, by zabrać ją ze sobą, szybko jednak odsunąłem ją od siebie, ponieważ mimo mojej jako takiej wiary w dziewczynę wolałem nie dawać jej konia, swoją ucieczką sprawiłaby nam nie mały kłopot.
Będąc na miejscu poleciłem stajennemu osiodłanie konia, czekając na zewnątrz aż ten przyprowadzi mi go zacząłem pogwizdywać w rytmie tylko sobie znanej melodii.
— Wierzchowiec gotowy Panie — występ przerwał mi faun, a gdy tylko się odwróciłem skłonił się nisko. W ramach podziękowania skinąłem głową i dosiadłszy konia chwyciłem za lejce i ruszyłem na wschód.
Szybka jazda konna mnie odprężała, mknąłem przez las wsłuchując się w stukot kopyt i szelest liści. Po jakimś czasie dotarłem do strumyka i zdjąwszy lejce ze zwierzęcia, by mógł się napić, postanowiłem usiąść na trawie. Po chwili jednak położyłem się na niej i pod wpływem promieni słonecznych, które mnie raziły, zamknąłem oczy i nie wiedząc kiedy zasnąłem.
Śniła mi się Zuzanna, z jej przeciętej szyi ciurkiem leciała krew, coś do mnie mówiła, jednak niczego nie byłem w stanie usłyszeć ani wyczytać z ruchu warg.
Z drzemki wyrwał mnie głos konia: — Chyba powinniśmy wracać Wasza Wysokość.
Miał rację i tak byłem za długo poza zamkiem, a znając życie, gdy tylko wrócę oberwie mi się za niepoinformowanie nikogo o swojej wycieczce. Dosiadłem konia i ruszyłem w drogę powrotną.
Nie zajęło mi to dużo czasu, a gdy dotarłem na miejsce oddałem zwierzę w ręce stajennego, już miałem wejść do zamku, jednak zatrzymał mnie pewien odgłos.
Szczęk metalu rozchodził się echem po dziedzińcu, zaciekawiony ruszyłem w jego stronę.
Tuż za rogiem ujrzałem postać, która właśnie toczyła pojedynek z jednym ze strażników, zbliżywszy się rozpoznałem w niej Annę. Była ubrana w męski strój. Po krótkiej obserwacji stwierdziłem, że radzi sobie nawet nieźle, oczywiście jak na dziewczynę. Zauważyłem, że nie była skupiona na walce, uderzała mocno, jakby próbowała się w ten sposób wyżyć. Pojedynek zakończył się wygrana strażnika, co było do przewidzenia. Dziewczyna jednak ponownie podniosła miecz i powiedziała: — Jeszcze raz — wszystko zaczęło się od nowa.
Dalszą obserwację przerwał mi głos Zuzanny, który dobiegał gdzieś z góry: — Edmund, jesteś nareszcie — w tym czasie Anna zaprzestała walkę podobnie jak minotaur i ujrzawszy mnie oboje się ukłonili, na co w odpowiedzi skinąłem głową, a następnie swój wzrok skierowałem w górę. Zuzia stała piętro wyżej na balkonie, gdy nasze spojrzenia się spotkały, powiedziała: — Chodź, dołącz do nas w Wielkiej Sali — zrobiła chwilę przerwy, po czym dodała: — To coś poważnego.
Nie mając większego wyboru ruszyłem w wyznaczone miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz