środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 16

,,EDMUND''

Spoglądałem w rozgwieżdżone niebo. Z miasta dobiegały odgłosy hucznych obchodów koronacji Anthonego. Odetchnąłem, a w powietrzu na krótką chwilę pojawiła się para. Zamknąwszy oczy, delektowałem się zimnem, otulającym moją rozgrzaną twarz. Pierwsza noc tej zimy miała okazać się tą niezapomnianą. Chciałem wyjawić Annie wszystko co się we mnie kłębiło, jednak jakimś cudem, gdy tam na korytarzu otworzyłem usta, żadne sensowne zdanie nie miało zamiaru się z nich wydobyć. Bynajmniej nie było to spowodowane krępacją, zwyczajnie nie wiedziałem jak ubrać to w słowa. Usłyszawszy stukot obcasów, spojrzałem w stronę, z której dochodził ów dźwięk. Moim oczom ukazała się Anna, która nie była już tak wystrojona jak przedtem. Teraz miała na sobie zwykłą granatową suknię, gdzieniegdzie trochę przetartą. Oczywiście oboje byliśmy przykryci grubymi, zimowymi pelerynami. Gdy znalazła się tuż obok mnie, a ja już miałem otwierać usta, by zacząć rozmowę, chwyciła moją rękę i pociągnęła ku zamkowej bramie. Mimo, że nie wiedziałem co chce zrobić, posłusznie szedłem za dziewczyną. Kiedy miałyśmy strażników, ci nawet nie zwrócili na nas uwagi. Obojętne im było kto wychodzi, dużo bardziej obchodziło ich kto wchodzi. Zmierzaliśmy w stronę miasta, gdzie plac rozświetlały lampiony, a ludzie tańczyli w rytm żwawej muzyki.
— Ann — zatrzymałem ją nim weszliśmy na plac, po raz pierwszy używając zdrobnienia jej imienia — możemy teraz porozmawiać?
Oczy szatynki w końcu zwróciły się ku moim. Wpatrywała się niepewnie, zastanawiając się co mi odpowiedzieć. Po upływie paru sekund, wspięła się na palce i złożyła pocałunek na moich ustach. Nie trwał on zbyt długo, ale wywołał szerokich uśmiech na mojej twarzy. Anna również się również się rozpromieniła, jednocześnie na jej policzkach ukazał się rumieniec.
— Zatańczmy — mówiąc to wciągnęła mnie między tłum. Puszczając moją rękę zaczęła wirować w rytm muzyki. Wpatrywałem się w nią oczarowany, to jak się poruszała robiło na mnie spore wrażenie. Nie tracąc chwili dołączyłem do niej i z jedną ręką na jej talii, drugą trzymając jej dłoń, poprowadziłem ją w tańcu. Śmialiśmy się, tańczyliśmy raz sami, raz w korowodzie i rozmawialiśmy o głupotach, aż do wschodu słońca. Gdy mieliśmy wracać na zamek, naszą uwagę zwrócił dźwięk trąby, dobiegający ze wzniesienia przed zamkiem. Zebrało się tam całkiem sporo ludzi, a na drewnianym podwyższeniu stało parę osób. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia, ale ciekawość zwyciężyła i podchodząc bliżej założyliśmy na głowy kaptury, by nikt nie zdołał nas rozpoznać, gdyby tak się stało mielibyśmy zapewne niemałe kłopoty. Zachowując odpowiednią więc odpowiednią odległość wsłuchiwaliśmy się w ogłoszenie.
— Słuchajcie, słuchajcie, oto rzecze nasz Pan i Władca, miłościwy Król Anthony z rodu Thudorów — po wstępie niski mężczyzna rozwinął pergamin i odczytywał słowo po słowie — Dzisiejszej nocy został przeprowadzony zamach na królewskie życie, przez narnijskich spiskowców. Piotr Wielki, Edmund Sprawiedliwy, Zuzanna Łagodna i Łucja Dzielna, dopuścili się zamachu stanu. Karą za zbrodnie jest publiczna egzekucja.
W tamtym momencie pobladłem na twarzy, widząc Zuzę prowadzoną przez strażnika, który zatrzymał się po wejściu na podwyższenie i kazał uklęknąć mojej siostrze. Odchylił jej głowę i odgarnął włosy z szyi. Teraz czekał już tylko na znak. Rozejrzałem się niespokojnie, najwyraźniej nikt nie miał zamiaru nic zrobić.
— Dziś odbędzie się pierwsza egzekucja — zrobił chwilę przerwy w wypowiedzi i dodał — Niestety, jednemu ze zdrajców udało się zbiec, uprowadzając przy tym naszą Księżniczkę Annę. Jeżeli ktokolwiek posiada informacje o miejscu pobytu Edmunda Sprawiedliwego i księżniczki, zostanie sowicie wynagrodzony po wydaniu zdrajcy.
Z tłumu jednak nikt nie wystąpił, panowała przerażająca cisza. Mówca odsunął się trochę na bok i skinieniem głowy dał znak katu. Chciałem tam wbiec i ratować siostrę, pomimo braku broni, ale zostałem złapany za rękę przez Annę. Zrozumiałem, że nie mogłem pomóc siostrze, wokół podwyższenia stali strażnicy. Ja jeden zostałem na wolności i tylko ja jeden mogłem ocalić swój kraj. Mężczyzna zamachnął się mieczem i szybkim ruchem skrócił moją siostrę o głowę. W moich oczach pojawiły się łzy bezsilności. Anna mocno ściskała moją dłoń próbując dodać mi otuchy. Kłębiły się we mnie różne uczucia, rozpacz, gniew, nienawiść, rozczarowanie. Jednak musiałem wziąć sprawy w swoje ręce tak szybko jak tylko byłem w stanie. Pociągnąłem dziewczynę w stronę placu, gdzie jeszcze przed paroma godzinami odbywała się zabawa. Na miejscu rozejrzałem się, gdy tylko dostrzegłem człowieka z powozem i podszedłem do niego z dziewczyną.
— Ile pan chce za tego konia? — zapytałem.

— Dwanaście krescentów — mimo zdecydowanie zawyżonej ceny, chwyciłem sakwę i zapłaciwszy mężczyźnie zabrałem wierzchowca. Wsiadłem na konia i podałem dziewczynie rękę, którą ujęła. Wciągnąłem ją, a ona objęła mnie w pasie. Opuściliśmy Virtes w pośpiechu, zmierzając na południowy wschód. Miałem nadzieję, że uda nam się niepostrzeżenie przekroczyć granicę i zniknąć na jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz