środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 21

,,ANNA''

Edmund obudził mnie krzątaniem się po pokoju.
— Dlaczego pakujesz nasze rzeczy? — zapytałam marszcząc brwi. Ed spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok.
— Ubieraj się, musimy ruszać. Teraz — powiedział stanowczo z naciskiem na ostatnie słowo. Posłusznie wstałam i założyłam pierwszą, lepszą suknię.
— Więc jednak, okłamałeś mnie — mruknęłam pod nosem, a chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie, nic sobie nie robiąc z moich słów. Ja również spakowałam parę rzeczy. Było ich niewiele, prawda była taka, że przybyliśmy tu jedynie w tym co mieliśmy na sobie.
— Idź na dół, spakuj prowiant. Będziemy iść cały dzień i nie wiem czy dojdziemy na miejsce przed zmrokiem. Weź tyle ile uważasz — wydawał polecenia beznamiętnym tonem. Nie poznawałam go od kiedy wrócił ze spotkania z faunem. Mimo wszystko zrobiłam o co prosił, chociaż słowo ,,prosił'' nie było do końca adekwatne do jego wypowiedzi. Na dole spotkałam Poliniana, poinformowałam go o tym, że wyjeżdżamy, a on tylko pokiwał głową i szepnął jakby do siebie: — Już czas, już czas.
Jak tylko skończyłam pakowanie jedzenia, Edmund zjawił się na dole i zaczął rozmawiać o czymś ze staruszkiem. Nie słyszałam ani słowa, ale po wyrazie twarzy Poliniana można było zgadnąć, że to co powiedział mu chłopak, go ucieszyło. Wzięłam pakunek ze sobą i podeszłam do staruszka.
— Dziękujemy za pomoc. Nigdy Ci tego nie zapomnimy — uśmiechnęłam się i lekko przytuliłam Poliniana. Edmund wyraźnie się niecierpliwił i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Na pożegnanie starca, skinął jedynie głową. Opuściliśmy wioskę w pośpiechu, a Edmund dalej nie wyjaśnił mi czemu wyruszyliśmy o tydzień za wcześnie. Postanowiłam jednak na razie nie poruszać tego tematu, nie chciałam marnować sił na kłótnię z chłopakiem już na początku drogi. Weszliśmy głębiej w las, gdzie oparty o jedno z drzew, czekał Orelius, obracając w dłoniach drewnianą fletnię. Zobaczywszy nas ukłonił się Edmundowi, a do mnie... cóż, nie pałał sympatią ani szacunkiem. Młody król skinął głową i rzekł: — Prowadź nas do obozu, jak najszybciej.
Podczas podróży do Drżącej Puszczy, nie rozmawiałam z nikim, a raczej to ani Ed, ani faun nie kwapili się do rozmowy ze mną. Wymieniali między sobą co jakiś czas parę zdań na temat obozu. Jednak jako taka rozmowa nawiązała się dopiero podczas postoju, oczywiście tylko między Oreliusem i Edmundem.
— ...część minotaurów, zaczynała szemrać i podburzać się nawzajem, jednak całe szczęście Król Piotr rozwiał wszystkie wątpliwości i... — usłyszawszy urywek rozmowy nie wytrzymałam i przerywałam faunowi: — A więc to to przede mną ukrywałeś?! — krzyczałam — Piotr żyje, w dodatku czeka na nas w obozie, a Ty nie wspomniałeś o tym nawet słowem?!
— Zrobiłem to co uważałem za słuszne! — wrzasnął Edmund, zbulwersowany poderwał się na równe nogi i zbliżył się do mnie wciąż krzycząc: — To ja podejmuje decyzje! — a gdy znalazł się ze mną twarzą w twarz, ostatnie słowa powiedział ciszej, ale z naciskiem: — To JA jestem królem, a ty powinnaś mnie słuchać.
Nie wierzyłam, że Edmund tak mnie potraktował. W oczach zebrały mi się łzy, lecz nim zdążyły spłynąć mi po policzkach odwróciłam się do chłopaka plecami, a następnie powiedziałam z nutą rozpaczy i złości: — Wybacz mi KRÓLU bezczelność.
Odeszłam trochę dalej i schowałam się za skałami, tam pozbyłam się nadmiaru łez, po czym wytarłam je w rękaw. Dopiero gdy się uspokoiłam wróciłam do chłopaka i fauna, który oznajmił, iż czas ruszać dalej. Droga okropnie mi się dłużyła i byłam bardzo zmęczona. Do obozu dotarliśmy dopiero w środku nocy, czekało nam tam na nas kilkoro narnijczyków pełniących wachtę, którzy zaprowadzili nas do namiotu, gdzie czekał Piotr. Bałam się jak zareaguje na mój widok, ale przezwyciężyłam strach i weszłam do namiotu chwile po Edmundzie.
— Edek, jesteście! Bałem się, że dziś nie dotrzecie — powiedział ucieszony Piotr i uściskał brata.
— Ale jesteśmy, oboje — powiedział Ed beznamiętnym tonem. W tym momencie wzrok Wielkiego Króla spoczął na mnie. Mężczyzna podszedł do mnie i niespodziewanie objął ramionami. Staliśmy tak chwilę, żadne z nas nie powiedziało słowa. Mój wzrok powędrował na Edmunda, który wydawał się obojętny i patrzy w inną stronę. W końcu Piotr odsunął się, podszedł do wyjścia i powiedział do jednego ze strażników: — Zaprowadź księżniczkę do jej namiotu, musi odpocząć.
Po czym uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Nie mogłam przyzwyczaić się do takiego zachowanie ze strony mężczyzny, to było zbyt dziwne.

— Ale Ciebie Edek trochę zatrzymam, mam z Tobą parę ważnych rzeczy do omówienia — zwrócił się do brata podchodząc do niego bliżej i klepiąc po ramieniu. Wyszłam i podążając za strażnikiem doszłam do namiotu, gdzie dosłownie padłam na posłanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz