środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 1

— Edek, co tak wolno! — z szyderczym uśmiechem wykrzyknął Piotr, prześcignąwszy brata. 
Obaj królowie pędzili przez narnijski las, co rusz poganiając konie.
— Nie ciesz się za wcześnie! Wygrywa ten, który jest pierwszy na mecie! — krzyczał Edmund. Ścisnął w dłoniach lejce i pogonił konia. Kątem oka dostrzegł drogę, którą już kiedyś jechał. 
To skrót, pomyślał.
Skręcił w ową ścieżkę i puścił się pędem. Już miał wyjechać przed Wielkiego Króla, jednak niespodziewanie coś weszło mu w drogę. Pociągnął za lejce gwałtownie hamując, by po chwili znaleźć się na ziemi. Podniósł się na łokciach, dostrzegając, że prócz jego konia stał przed nim jeszcze jeden, osiodłany, jednak bez jeźdźca. Wstał i rozmasował miejsca obolałe po upadku, następnie niepewnie obszedł swojego przyjaciela, by dokładniej przyjrzeć się obcemu zwierzęciu. Jednak nie zajmowało ono długo jego myśli, ponieważ obok dostrzegł postać leżącą nieruchomo na ziemi. Była to dziewczyna, której brązowe włosy w nieładzie spoczywały na plecach, ramionach i twarzy. Nie zastanawiając się długo podbiegł do nieprzytomnej szatynki, odgarnął jej włosy z twarzy, sprawdzając czy aby nie jest ranna. Omiótł ją szybko wzrokiem w poszukiwaniu jakiegokolwiek uszkodzenia ciała. Nie dostrzegłszy niczego wstał z klęczek i szybko przywiązał lejce jej konia do swojego. Wróciwszy do dziewczyny schylił się i ją podniósł, a następnie przerzucił przez siodło, po czym sam dosiadł konia. Droga na Ker-Paravel trwała około dwóch godzin, ze względu na to, iż musieli jechać powoli, tak by dziewczyna nie zsunęła się z siodła. Gdy w końcu oboje dotarli na dziedziniec, słońce chyliło się ku zachodowi. Młody Król zsiadłszy z konia, szybkim krokiem podszedł do drugiego zdejmując z siodła nieznajomą. Trzymając ją na rękach zdążył zrobić zaledwie parę kroków, gdy do jego uszu dotarł rozgniewany głos Piotra: — Edmund, do jasnej cholery, gdzieś Ty się podziewał?!
Edmund przymknął oczy i wziąwszy głęboki oddech, jakby nabierając sił na przyjęcie słów porywczego brata, obrócił się w jego stronę, ze stoickim spokojem oczekując na ciąg dalszy. Jednak, gdy Wielki Król już otwierał usta, by wyrzucić z siebie narastającą złość na brata, przerwała mu Zuzanna odrobinę cichszym głosem: — Piotrek, powstrzymaj się proszę, to chyba nie najlepsze miejsce na kłótnię. 
Piotr ciężko wypuścił powietrze przez nos, obrócił się na pięcie i odszedł. Zuzanna tylko na chwile za nim zerknęła, po czym przeniosła pytające spojrzenie na dziewczynę w ramionach młodszego brata.
— Potem wszystko wyjaśnię. Widzimy się w salonie — rzuciwszy ruszył w stronę jednej z komnat gościnnych, a napotykając po drodze na służkę, polecił, by szła za nim. Wszedłszy do pomieszczenia, delikatnie ułożył nieznajomą na łóżku, wyprostował się i przez krótką chwilę popatrzył na nią.
— Zajmij się nią i powiadom mnie, gdy się obudzi — podniósł wzrok na kobietę, która w odpowiedzi ukłoniła mu się.
Ruszył w stronę drzwi, lecz nim do końca na nimi zniknął ostatni raz rzucił okiem w stronę łóżka. Westchnął i ruszył w stronę komnaty, którą rodzeństwo nazywało ,,salonem’’, a to dlatego, że jeśli nie mieli nic do roboty, większość czasu spędzali właśnie tam. 
Ledwo Edmund uchylił drzwi, a już dopadł go podniesiony głos brata: — Spokojny?! Ale jak mam być spokojny?! 
Młody Król domyślił się, że Zuzanna próbowała załagodzić trochę sytuację, jednak niestety z odwrotnym skutkiem. 
Edmund wszedł do pomieszczenia i po minie brata wiedział co go czeka.
— Jesteś nieodpowiedzialny, tylko na chwilę spuściłem Cię z oka, a Ty już gdzieś zniknąłeś! Ani słowa, że robisz postój albo gdzieś jedziesz! Nie! Bo i po co?! Co z tego, że wszyscy się o ciebie zamartwiają?! — krzyczał wzburzony Piotr.
— Daj spokój, nie miałem jak Cię powiadomić ,,Wielki Królu’’, ponieważ zdarzył się wypadek, a po Tobie nie było najmniejszego śladu — rzekł z nutą sarkazmu Edmund, specjalnie kładąc nacisk na słowa ,,Wielki Król’’.
— A jakiż to ,,wypadek’’ zajął Ci aż tyle czasu? — starszy z braci skrzyżował ręce na piersi.
— Już wszystko wyjaśniam... — Edmund nabrał powietrza, po czym opowiedział o zdarzeniu w lesie i nieznajomej dziewczynie, która właśnie leżała w jednej z komnat gościnnych Ker-Paravelu. 
— Tak to był naprawdę udany dzień i jeszcze tylko tych krzyków Piotra mi brakowało — skwitował sarkastycznie, spoglądając na brata zmęczonym wzrokiem.
— Cóż myślę, że Edmund dobrze zrobił zabierając ją tu. Póki co nic o niej nie wiemy więc zaczekamy aż się obudzi, a wtedy pomyślimy co dalej — powiedziała Zuzanna i tym samym zakończyła ,,rodzinną pogawędkę".

Rodzeństwo udało się na kolację, przy której rozmowę prowadzili wszyscy z wyjątkiem Edmunda, który był myślami gdzie indziej.  Błądził nieobecnym wzrokiem po stole, żując ostatnie kawałki posiłku. Równie zamyślony odszedł od stołu, nawet nie zauważając skupionych na nim trzech par oczu należących do jego rodzeństwa. Udał się do swoich komnat, a tam w oczy rzuciła mu się sterta poczty i innych papierów, które musiał dokładnie przeczytać i podpisać, na co teraz nie miał najmniejszej ochoty. Zrzucił z siebie zbędne odzienie i padł twarzą na łóżko, jednak, mimo iż był zmęczony nie dał rady zasnąć, przewracał się tylko z boku na bok w nadziei, że myśli przestaną napływać mu do głowy. Po uporczywej walce z nimi wreszcie zmorzył go sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz