,,EDMUND''
Późnym popołudniem przekroczyliśmy bramę miasta, które trzeba przyznać robiło wrażenie. W samym centrum nawet ziemia była pokryta chodnikiem, podobnie jak główna ulica ciągnąca się od bramy do zamku. Mieszkańcy nawet nie zwracali sobie głowy naszą obecnością, nie mogli wiedzieć kim jesteśmy, z resztą nie oszukujmy się, nasz wygląd nie zachwycał. Byliśmy brudni i wycieńczeni po całej podróży, przypominaliśmy bardziej uchodźców niż władców, chociaż tak właściwie wtedy byliśmy i jednym, i drugim.
U wrót do zamku zatrzymała nas straż, zagradzając naszą drogę długimi włóczniami. Piotrek spojrzał na nich urażony, ale skąd mogli wiedzieć z kim mają do czynienia?
— Stać, kto idzie? — padło typowe pytanie ze strony jednego z żołnierzy.
— Piotr Wspaniały, Wielki Król Narnii, pan na Ker-Paravelu, władca Samotnych Wysp — odparł z dumą w głosie nawet nie patrząc w oczy pytającemu, który słysząc wszystkie te tytuły zaśmiał się gromko.
— Tak, a ja to Królowa Łucja — skomentował jeden z mężczyzn. Mimowolnie zaśmiałem się, za co oczywiście zostałem skarcony wzrokiem przez brata, który po chwili znów odwrócił się w stronę bramy i już miał zacząć kłótnie, jednak nic takiego nie miało miejsca, a to za sprawą Anny, która pojechała do przodu i dobywając miecza ukazała niedowiarkom herb przy jego głowicy. Strażnikom zrzedły miny i poczęli kłaniając się i przepraszając za zaistniałą sytuację.
— Prowadźcie mnie do brata — powiedziała dziewczyna dumnie unosząc głowę i chowając broń do pochwy. Obaj cofnęli włócznie, a jeden z nich wprowadził nas na dziedziniec. Stajenny zajął się końmi, a strażnik pobiegł zawiadomić dwór o naszej obecności, po paru minutach wrócił i zaprowadził nas do sali tronowej. Naszym oczom ukazały się filary z brązowej cegły, łączące się na sklepieniu. Podłoga była pokryta marmurowymi płytami, a na wprost od wrót, zamiast okien (jak po bokach) widniał witraż, przedstawiający scenkę rodzajową. Żelazny tron znajdował się u podnóży owego szklanego dzieła. Obok jednego ze świeczników, ciągnących się przez całą długość sali, stał szczupły chłopak i prowadził rozmowę z dużo starszym, siwobrodym mężczyzną. Słysząc kroki podniósł swój wzrok zza pergaminu i ujrzawszy nas, na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
— Anth! — krzyknęła Anna radośnie i z rzuciła się mu w ramiona.
— Więc jednak jesteś. Bałem się, że nie przybędziesz — mówił brązowowłosy patrząc na dziewczynę, która szczelnie owinęła rękoma jego kark — Nie odpisałaś na mój list.
— Wybacz — Anna posmutniała, kontynuując spojrzała w naszą stronę — nie było czasu. Wynikły pewne okoliczności.
Zdaje się, że dopiero wtedy niejaki ,,Anth'' przypomniał sobie o naszej obecności. W chwili, gdy dziewczyna uwolniła go z uścisku, postanowił zbliżyć się do naszej czwórki. Dokładnie zilustrowawszy nas wzrokiem, ukłonił się i przedstawił: — Książę Anthony, pan tego zamku. Wy to zapewne Piotr Wielki, Edmund Sprawiedliwy, Zuzanna Łagodna i Łucja Waleczna — zwrócił się do nas nieformalnie w dodatku uśmiech nie schodził z jego twarzy. Spojrzał na Piotrka i zwrócił się bezpośrednio do niego: — Mam nadzieję, że dobrze dbałeś o moją siostrę... — wyraźnie spojrzał na Annę z dziwnym wyrazem twarzy, następnie ponownie popatrzył na Piotra i dokończył — ... i nie pojawią się żadne przedślubne ,,niespodzianki''.
,,PIOTR''
Zdegustowała mnie uwaga telmarskiego księcia, która z resztą i tak była bardzo nie na miejscu, ze względu na okoliczności odbywanej rozmowy. Nie podobało mi się w jaki sposób się do mnie zwracał, już podczas mojej pierwszej wizyty na zamku nie raczył się pojawić, a teraz tak swobodnie rozmawia z władcami Narnii. Widocznie zapomniał, że nie jest jeszcze królem, a nawet i to nie dawałoby mu jawnego pozwolenia na takie zachowanie.
— Oczywiście — odparłem oschle, dumnie unosząc głowę.
— Nie mogę doczekać się zaślubin, z pewnością będą początkiem wspaniałej przyjaźnie obu królestw — odparł, a uśmiech cały czas widniał na jego twarzy, w pewien sposób wydawał mi się nie do końca szczery.
— Anth — zaczęła zdezorientowana Anna — miałam nadzieję, że skoro obejmiesz władzę, małżeństwo nie będzie niezbędne.
— A to dlaczego? — chłopak przekrzywił głowę, unosząc jednocześnie brew — Jeżeli ślub się nie odbędzie, nie będę miał wymówki przed ministrem wojny, którego wręcz ręce świerzbią, by zagarnąć Narnię. Może, nie odpowiada Ci kandydat? — zapytał otwarcie.
Dziewczyna tylko spuściła głowę, a Anthony przyłożył jej dłoń do policzka i powiedział — Przykro mi, ale twoje zobowiązanie, co do zaślubin z Wielkim Królem Narnii wciąż jest aktualne, nic się w tej sprawie nie zmieniło.
Zawiedziona Anna nie odezwała się już słowem, a tymczasem chłopak zwrócił się do nas: — Na pewno jesteście zmęczeni po podróży, służba zaprowadzi was do komnat — mówiąc to skinął głową do kobiet, które właśnie weszły do sali — a za godzinę zaprowadzą was do jadalni. Sama trafisz do swojego pokoju, prawda? — ostatnie zdanie skierował do siostry, która w odpowiedzi niemrawo pokiwała głową i udała się do wyjścia z pomieszczenia. W drodze do komnat zagadnąłem Edka: — Co o nim sądzisz?
— O Anthonym? — zapytał nie rozumiejąc do czego zmierzam.
— Nie podoba mi się — wyznałem otwarcie.
— Całe szczęście nie z nim masz się żenić — wysilił się na żart Edmund, jednak dodał po chwili: — Mnie też nie specjalnie podoba się jego zachowanie, ale zdaje się, że nie mamy wyboru i musimy skorzystać z jego gościnności.
,,EDMUND''
Nie podobał mi się, to na pewno, a już zwłaszcza to w jaki sposób mówił do Anny, gdybyśmy nie byli w takiej sytuacji upewniłbym się, że pożałuje tych słów, musiałem pohamować mój temperament tam w sali tronowej. Mnie nie wypadało, ale dlaczego Piotr nie stanął w jej obronie? Mimo narzekań nic nie powiedział Anthonemu w tym temacie, zresztą Piotr jest cholernym hipokrytą, zwraca uwagę na czyjeś niestosowne komentarze, a sam nie potrafi odezwać się właściwie do własnej narzeczonej. Chociaż mimo wszystko powinien być zadowolony z decyzji przyszłego władcy Telmaru, w końcu sam nie ubolewał zbytnio nad małżeństwem z Anną. Skrzywiłem się mimowolnie, ta cała sytuacja mi się nie podobała.
Podczas kolacji nie uczestniczyłem w rozmowie. Jakoś nie miałem ochoty opowiadać o ataku na Ker-Paravel i całej naszej podróży. Zamiast tego zająłem się wpatrywaniem w to jak Anna brodzi widelcem po talerzu, widać, że odebrało jej apetyt. Była taka szczęśliwa, że odwiedzi brata, ale teraz to wszystko z niej uleciało. Przez resztę posiłku zastanawiałem się nad różnymi rzeczami nawet nie wiedząc, iż dalej wpatruję się w dziewczynę. Kiedy jako przedostatni opuszczałem jadalnię, w progu zatrzymał mnie głos Anthonego: — Nie uważasz drogi Królu, że pożądanie przyszłej żony brata Ci nie przystoi?
Odwróciłem się i spojrzałem na niego nie rozumiejąc co ma na myśli.
— Widziałem jak na nią patrzysz, ale — głośno westchnął — Anna wyjdzie za Wielkiego Króla, nie trać czasu.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — rzuciłem i szybko opuściłem pomieszczenie.
Leżąc w łóżku dużo myślałem nad tym co powiedział chłopak. Uświadomiłem sobie wtedy, że tak właściwie zazdrościłem Piotrkowi tego wszystkiego. To jego zawsze witali z zaszczytami, to on był podziwiany przez poddanych, to właśnie on był postrzegany jako ,,prawdziwy'' władca Narnii, my byliśmy zaledwie dodatkiem. A do tego wszystkiego dochodziła jeszcze ona? Dlaczego choć raz nie mogłem mieć tego czego chcę?
Złapałem się na ostatniej myśli. Czy Anthony mógł mieć rację? Może faktycznie to co odczuwałem będąc przy Annie to było pożądanie, ale nie tylko fizyczne, to jest pewne, czyżbym chciał czegoś więcej? Niespokojnie przekręciłem się na bok. To by wyjaśniało wszystko, czego do tej pory doświadczyłem w jej obecności. Od samego początku miałem świadomość tego, że podobała mi się wizualnie, ale...
Dobra Edmund skończ już tyle myśleć i odpocznij.
Postanowiłem zagłuszyć swoje własne myśli próbując zasnąć, jednak nie dałem rady. Musiałem wiedzieć, musiałem być pewien. Wstałem z łóżka i wyszedłem z komnaty, zmierzając w stronę pokoju, który prawdopodobnie należał do Anny. Wywnioskowałem to z faktu, iż widziałem jak do niego wchodziła kiedy służba odprowadzała nas do przydzielonych nam pomieszczeń. Zapukałem, a po chwili drzwi otworzyły się, stała w nich osoba której szukałem. Wyglądało na to, że nie położyła się jeszcze, dalej była w tych samych ubraniach co za dnia. Zaskoczona moim widokiem zapytała: — Edmund, co ty tutaj robisz?
Nie mówiąc nic otworzyłem szerzej drzwi i bez uprzedzenia wpiłem się w wargi dziewczyny. Zaskoczona otworzyła szerzej oczy. Kiedy zdała sobie sprawę co właśnie miało miejsce, próbowała mnie odepchnąć, ale przytrzymałem ją rękoma przy sobie jeszcze chwilę. Odsunąłem się od Anny i bez słowa spojrzałem w oczy. Była taka piękna, niespokojnie mnie obserwowała, chciałem coś powiedzieć, ale dziewczyna szybko zamknęła mi drzwi przed nosem. Oparłem czoło o drzwi w momencie, gdy zamek wydał z siebie dźwięk zamknięcia.
Od tamtej pory wiedziałem już na pewno. To co do niej czułem, było czymś więcej niż zauroczeniem. Nie mogłem zrezygnować, musiałem zrobić coś, by zatrzymać ją przy sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz