środa, 22 kwietnia 2020

Prolog

Słońce chyliło się ku zachodowi, liście tańczyły na wietrze, a samo powietrze robiło się coraz lżejsze. Brązowowłosa dziewczyna wzięła głęboki wdech, po czym naciągnęła mocniej kaptur. W pewnej chwili poczuła dłoń na ramieniu.
— Musimy wracać, Ann — odwróciła głowę w stronę mężczyzny, z którego ust wyszły owe słowa.
— Mamy przecież jeszcze trochę czasu — burknęła z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
— Przestań marudzić — westchnął zmęczony zachowaniem siostry Anthony, jednak ciągnął dalej — dobrze wiesz, że to na mnie spadnie cała wina, jeśli nie dotrzemy na czas.
— Tak, tak — machnęła ręką na brata i szła dalej przed siebie, na co ten z dezaprobatą pokręcił głową, przerzucił ją przez ramię i wierzgającą począł nieść w kierunku majestatycznej budowli z szarego kamienia.


Późnym wieczorem ta sama dziewczyna była w trakcie przekraczania murowanego mostu, jedną ręką kurczowo trzymając lejce swego rumaka, zaś drugą wycierając z policzków łzy, spływające po nich mimowolnie. Niebo było czyste i spokojne, wprost idealne na początek długiej podróży, której cel był nieznany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz