środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 19

,,ANNA''

Minęły trzy miesiące odkąd przybyliśmy do Rosuanu w Archenlandii. Oboje musieliśmy dopasować się do społeczeństwa. Edmund zatrudnił się jako pomocnik kowala, a ja pomagałam w domu, robiłam zakupy na targu, sprzątałam gotowałam, prałam, zajmowałam się wszystkim czym powinna zajmować się gospodyni. Polinian całe dnie opiekował się trzodą, więc nosiłam mu posiłki. Był dla nas jak prawdziwy dziadek, bywał uparty i zrzędliwy, jednak przywiązaliśmy się do niego. Co jakiś czas Edmund znikał wieczorami na spotkanie ze zwiadowcami, którzy przekazywali mu informacje. Za tydzień armia miała być gotowa do wymarszu, jednakże mimo wszystko potrzebna była dobra taktyka. Liczebność narnijczyków wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Nie zaprzątałam sobie tym głowy zbyt długo, dziś w wiosce świętowano zakończenie zimy. Śnieg stopniał i pojawiała się bujna roślinność. Wieczorem miało zostać rozpalone ognisko, a zabawa trwać całą noc. Wracając z targu obserwowałam przygotowania do świętowania. Wielu młodych ludzi starało uporać się z robotą jak najszybciej, dzisiejszy wieczór był świetną okazją do znalezienia swojej drugiej połówki. Z uśmiechem przekroczyłam próg domu i przywitałam się z naszą sąsiadką Eufantylią, która gorączkowo rozprawiała o czymś z Polinianem. Staruszek przez większość rozmowy tylko wzdychał i machał ręką, by kobieta się trochę uspokoiła. Wszystko było daremne, ponieważ gdy Eufantylia się podekscytowała ciężko było ją okiełznać. Z delikatnym uśmiechem zaczęłam przygotowywać posiłek.
— Zostanie Pani na obiedzie? — zapytałam kobietę.
— Nie, nie kochana, nie kłopocz się. Przyszłam tylko na pogaduchy. Właściwie — zawahała się — wszyscy jesteśmy ciekawi kiedy Polinian doczeka się prawnuka.
Podniosłam wzrok na Eufantylię, a moje oczy bardziej przypominały wtedy spodki.
— Wie Pani... ja... yyy... - zaczęłam się jąkać, jednocześnie spalając się ze wstydu.
W tym momencie do domu wrócił Edmund, a sąsiadka postanowiła przyatakować jego.
— Viliasie, dobrze, że jesteś. Poniekąd rozmawiałyśmy sobie o Tobie — zagadnęła uśmiechnięta.
— Dzień dobry Pani Eufantylio — chłopak skinął głową w geście powitania.
— A dobry, dobry, ale powiedz mi mój drogi kiedy weźmiesz się wreszcie do roboty? Ja w wieku Ausylii miałam już dwójkę dzieci — rozwodziła się dumna kobieta. Edmunda wcale nie zaskoczyła otwartość Eufantylii, na jej pytanie tylko się roześmiał i rzucił zbywające: — Może za jakiś czas, droga Pani.
— Co dziś jemy? - zapytał i zatarł ręce.
— Kiedy wrócisz tu przebrany, to się dowiesz — lekkim pchnięciem wygoniłam go na piętro. Wiedziałam, że był głodny po pracy, ale musiał jeszcze trochę poczekać.
— Wybierasz się, kochana, na zabawę? — zagadnęła kobieta, która wcześniej z zamiłowaniem obserwowała nasze ,,małżeństwo''.
— Czy nie biorą w niej udział ludzie szukający swoich drugich połówek? — zapytałam zdziwiona.
— Ależ skąd — energicznie zaprzeczyła i po namyśle dodała — To będzie doskonała okazja dla ciebie i Viliasa.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
— I być może — kontynuowała, posyłając znaczący uśmiech — dzisiejszej nocy coś się wydarzy.
— Ach Eufantylio, dajże dziewczynie spokój. Wszystko w swoim czasie — z odsieczą przybył mi staruszek.
— Ależ Polinianie, jak to w swoim czasie? Ten jest najbardziej odpowiedni — naciskała sąsiadka.
Skrępowana tą całą sytuacją, nakrywałam do stołu, ponieważ zupa była prawie gotowa. Edmund zszedł na dół w świeżym ubraniu i umytą twarzą, na której wcześniej znajdowały się smugi z sadzy. Odsunął krzesło i usiadł przy stole, obok Eufantylii, jednocześnie zostawiając wolne miejsce po swojej lewej stronie. Podeszłam do stołu trzymając przez ścierkę rączkę kociołka. Zaczęłam nalewać zupę wszystkim prócz Eufantylii, która wstała od stołu zbierając się do domu.
— W każdym razie — westchnęła sąsiadka — Bawcie się dobrze wieczorem. Dowiedzenia.
Kobieta wyszła obdarowując nas ciepłym uśmiechem, mimo wszystko była uprzejmą osobą. Odwiesiłam kociołek nad palenisko i również usiadłam do stołu. Chwilę jedliśmy w ciszy, która została przerwana przez Edmunda: — Pójdź dziś sama, ja trochę się spóźnię — powiedział, wiedziałam co to znaczy. Nowe wieści dotyczące mobilizacji narnijczyków. Prawda była taka, że było mi tu dobrze, nie chciałam, by coś uległo zmianie. Nie mogłam, jednak być aż tak samolubną, musiałam oswoić się z myślą, że niedługo opuścimy to miejsce, zapewne na zawsze.
Skinęłam głową i dodałam: — Jakoś się później znajdziemy.

Gdy wszyscy zjedli, wstałam od stołu i zebrałam talerze. Wyszłam na zewnątrz zmyć z nich resztki jedzenia, a następnie wróciłam do domu. W jadalni nikogo nie było, staruszek zapewne udał się na poobiednią drzemkę, a Edmund na górę do naszego pokoju. Zajęłam się przygotowywaniem kolacji dla staruszka, on zostawał sam na wieczór, a my mieliśmy zapewniony posiłek przy ognisku, więc zrobiłam tylko jedną porcję. Następnie udałam się na górę poczynić przygotowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz