środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 17

DZIEŃ KORONACJI

,,ZUZANNA''

Gdy tylko rozpoczął się bal zauważyłam, że Edek pośpiesznie gdzieś wychodzi. Zachowywał się co najmniej dziwnie, poszłam więc za nim, by dowiedzieć się o co chodzi. Przedarłszy się przez tłum gości, dostałam się na korytarz. Ku mojemu zdziwieniu w oddali zauważyłam brata w towarzystwie Anny. Edek rozejrzał się i pociągnął dziewczynę w stronę schodów.
Stąpając najciszej jak tylko byłam w stanie, poszłam za nimi. Niby to nie powinno mnie interesować, a jednak coś mnie tknęło, wręcz musiałam dowiedzieć się co się kroi. Weszłam na drugie piętro, starając się, by tego nie usłyszeli i zauważywszy ich stojących naprzeciw siebie, przylgnęłam do ściany. Wychyliłam głowę zza rogu obserwując tę dwójkę, jak również przysłuchując się rozmowie, która właściwie nie wyjaśniała nic. W pewnym momencie dostrzegłam, że Edmund przysuwa się w stronę dziewczyny, wyglądało to jakby mieli się zaraz pocałować. Zaskoczona tym widokiem chciałam podejść bliżej, ale nie za bardzo, by mnie nie zauważyli, nieszczęśliwie jednak mój obcas postanowił zastrajkować i połamać się. Mimo wszystko była to moja wina, źle postawiłam stopę i stało się. Para widoczne usłyszała dźwięk i odsunęła się od siebie. Oddaliłam się najszybciej jak mogłam, by nie zostać nakrytą, nie zważałam już nawet na to, że moje kroki rozchodzą się echem po schodach i korytarzu. Udałam się do komnaty po nową parę butów, ta nie nadawała się już do niczego, po czym wróciłam na salę. Kiedy tylko weszłam zauważyłam Edka z jednym z gości. Chciałam porozmawiać o tym co widziałam, miałam nadzieję, że uda mu się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Drogę jednak zastąpił mi mężczyzna, ukłonił się szarmancko i poprosił do tańca. Pomyślałam sobie, że Edek mi przecież nigdzie nie ucieknie, a ów młodzieniec był nad wyraz czarujący. Jakże się pomyliłam. Będąc w towarzystwie Feliesa, bo tak miał na imię, całkiem straciłam poczucie czasu. Po jakimś czasie przypomniałam sobie o bracie, którego teraz za żadne skarby nie mogłam znaleźć w tłumie. Czekałam do zakończenia balu, mając nadzieję, że spotkam go przy wyjściu. Niestety, po Edmundzie nie było śladu. Niektórzy goście zostali na noc, a niektórzy wrócili do swych posiadłości, ja natomiast późną porą przemierzałam zamek w poszukiwaniu brata. Przechodząc obok jednej z komnat usłyszałam chrapliwy głos, który wydał mi się co najmniej podejrzany. Zbliżyłam się do drzwi, które były uchylone tak, że cienka smuga światła z wnętrza pomieszczenia, padała na korytarz.
— Jak stoją sprawy z Waszą częścią umowy Panie? — rozbrzmiał niepewnie, chrapliwy głos.
— Pracuję nad tym, nie musicie tak naciskać. Potrzebuję czasu — tym razem ktoś inny zabrał głos: — Z całym szacunkiem Panie, lecz czy nie zapomnieliście, że jesteście nam dłużny? To my dałyśmy Wam armię Białej Królowej i to my pomogłyśmy Wam zdobyć tron.
— Nie bredź, tron zdobyłem sam — licytował się drugi rozmówca — to ja pozbyłem się matki i ojczyma.
— Za naszą radą i dzięki naszym zaklęciom — upomniała osoba z zachrypniętym głosem.
— Tylko dałyście mi truciznę — oburzała się druga strona — a co do armii, wy nie kiwnęłyście palcem. To wasze siostry pojmały narnijski oddział i ożywiły wilki. To one również ożywiły pozostałych.
— My i siostry to jedno, Jesteście dłużny każdej z nas. Nie będziemy prowadzić sporu, lecz Wiedzcie, że im szybciej pozbędziecie się narnijskich uzurpatorów, tym szybciej świat stanie przed Wami otworem. Narnia to zaledwie początek, czekają Was Kalormen, Archenlandia i Wyspy Morza Wschodniego.
— Nie zawiedźcie mnie, a ja nie zawiodę was — odrzekł.
Przysunęłam się bliżej drzwi, musiałam dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi. Niestety szpara nie była dość duża, bym mogła zobaczyć twarz drugiego rozmówcy, jednak w pierwszym zdążyłam rozpoznać wiedźmę. Pchnęłam drzwi tak lekko jak tylko mogłam, chciałam odrobinę poszerzyć szczelinę, jednak zakończyło się to fiaskiem, drzwi skrzypnęły. Usłyszawszy ten dźwięk, nie rozpoznany przeze mnie rozmówca dopadł do nich i złapał mnie za ramię. Nie mogłam uwierzyć oczom, okazało się, że osobą, która stała za całym naszym nieszczęściem był Anthony. Rozzłoszczony tym, że ktoś go odkrył, wezwał straż i kazał uwięzić mnie w lochach.

,,ŁUCJA''

,, — Łucjo! — usłyszałam głos Aslana.
— Łucjo — ponownie rozbrzmiał, tym razem łagodniej. Stałam na polanie. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się dostojny lew.
— Nie szukałaś mnie — stwierdził ze smutkiem. Już chciałam do niego podbiec i przytulić. Byłam tak blisko, już prawie dotknęłam jego grzywy... ''.

Ze snu wyrwał mnie mój brat, który uzbrojony starał się zablokować drzwi. Nie dał rady ich utrzymać, do pokoju wpadło około dziewięciu żołnierzy. Piotruś dawał z siebie wszystko, ale jego sił nie wystarczyło na nich wszystkich. Gdy wiedział, że przegra krzyknął — Łucja, uciekaj
Poderwałam się na równe nogi i drzwiami dla służby opuściłam komnatę. Biegłam ile sił w nogach i ukryłam się w zagłębieniu ściany pod gobelinem. Po paru chwilach usłyszałam kroki strażników. Wyjrzałam dyskretnie zza gobelinu, a moim oczom ukazali się ci sami żołnierze, którzy nas napadli, prowadzili gdzieś mojego brata, który cały czas się szamotał. Postanowiłam, że będę ich śledzić trzymając się z daleka. Dotarłam do lochów gdzie zamknęli Piotrusia. Błądziłam wśród cel w nadziei, że natrafię na tą, w której był mój brat. Ku mojemu zdziwieniu w jednej z cel nie zastałam brata, ale Zuzię, która zauważywszy mnie, ruchem ręki kazała się zbliżyć. Opowiedziała mi o tym co odkryła i kazała natychmiast przekazać to Piotrusiowi.
— A co z tobą? Nie zostawię cię tu — protestowałam, gdy kazała mi już iść.
— Nie ma na to czasu, musisz przekazać Piotrkowi wiadomość. Poza tym — ciągnęła Zuzia — nie mogę pozwolić, by cię złapali, gdy będziesz próbowała mnie uwolnić.
Z ciężkim sercem opuściłam siostrę, wcześniej przytulając ją przez kraty, czułam, że lekko drżała. Udałam się na dalsze poszukiwania Piotrusia. Dopiero po upływie paru minut odnalazłam go wciśniętego w kąt celi, z kajdanami na nadgarstkach.
— Łucja - szeptał zaskoczony — co Ty tu robisz? Miałaś uciekać.
— Tak wiem, ale muszę ci o czymś powiedzieć.
Przekazałam wszystko co usłyszałam od Zuzi z należytą dokładnością. Piotruś wysłuchał wszystkiego w milczeniu.
— Dobrze, ale teraz musisz iść — mówił, po moim monologu — znajdź Edmunda, przekaż mu wszystko, uciekaj.
— Nie zostawię was tu — powiedziałam, a łza spłynęła mi po policzku.
— Musisz, nie wybaczę sobie jeśli coś ci się stanie, idź — poganiał nie brat. Otarłam łzy i ile sił w nogach popędziłam przez korytarze.

Znalazłam się na dziedzińcu. Poruszałam się w cieniu, by dotrzeć do murów. Moją jedyną nadzieją było to, że znajdę w nich jakąś szczelinę. Udało mi się to dopiero po jakimś czasie. Popędziłam w stronę lasu. Nie wiedziałam gdzie szukać Edka, jednak przypomniał mi się mój sen. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i ruszyłam odszukać naszą jedyną nadzieję - Aslana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz