środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 26

,,EDMUND''

Anna delikatnie ujęła twarz Piotra dłońmi składając na jego ustach delikatny pocałunek, później kolejny i kolejny, które stawały się coraz bardziej pełne pasji. Siedziała na nim okrakiem, a blondyn zsunął jej koszulę nocną najpierw z ramion, a później niżej, aż ta opadła dziewczynie luźno w pasie. Piotr schodził pocałunkami po jej szyi oraz dekolcie, Anna drżąc z rozkoszy spojrzała na mnie przelotnie i jęknęła.

Obudziłem się zlany potem gwałtownie podnosząc się do siadu. Przetarłem dłońmi twarz, założyłem buty i chwyciwszy koszulę wyszedłem z namiotu, w którym smacznie chrapała Łucja. Na zewnątrz wiatr kojąco otulił mnie powiewem. Dzień leniwie się rozpoczynał nie pozwalając jeszcze wkroczyć słońcu na nieboskłon. Postanowiłem udać się nad jezioro i tam ostudzić lekko emocje. Dotarłszy na brzeg odrzuciłem koszulę oraz buty na ziemię i wszedłem po pas do wody, zimnej i orzeźwiającej. Na chwilę zanurzyłem się cały pozostając pod wodą przez parę sekund, po czym wynurzyłem się i zacząłem wpatrywać się w horyzont. Po krótkiej chwili wyszedłem jednak na brzeg i założywszy koszulę usiadłem na piasku.
— Tu jesteś — rozbrzmiał głos mojego brata — Szukałem Cię.
Milcząc lekko obróciłem głowę w jego kierunku.
— Potrzebuję Cię dzisiaj po śniadaniu. Musimy omówić następny krok, nie ma co dłużej z tym zwlekać skoro dotarły do nas posiłki — powiedział po krótkiej chwili.
— Nagle interesuje Cię moje zdanie? — zapytałem z wyrzutem.
— Jesteś świetnym strategiem, potrzebuję Cię, Narnia Cię potrzebuje — odparł z nadzieja w głosie.
Po chwili zawahania rzuciłem: — Przyjdę.
Piotrek już chciał odejść jednak zatrzymał się i dodał cicho: — Wiesz, że jej nie dotknę jeśli sama nie będzie tego chciała.
— Wiem — odpowiedziałem pewnie — Nie jesteś potworem.
Blondyn zniknął w gęstwinie, a ja pozostałem tam aż do pory śniadaniowej próbując wziąć się w garść.
Po śniadaniu natychmiast udałem się do namiotu Piotra, gdzie czekał już on, Łucja, Anna, Orelius i jeden z centaurów. Przez krótką chwilę przyglądałem się dziewczynie, ale szybko się opamiętałem.
— A Aslan? — zapytałem.
— Zniknął dziś rano, powiedział, że nie weźmie udziału w walce, ale wyjawił mi pewien sekret. Jest sposób na pokonanie armii nieumarłych — mówiła Łucja a my wszyscy przysłuchiwaliśmy się jej z zaciekawieniem — Musimy wybić czarownice, co do jednej, wtedy ich czary przestaną działać.
— Ale wtedy na Górze Pir to nie powstrzymało czarownic — wtrącił mój brat, na co dziewczynka pokręciła głową z dezaprobatą.
— Nie słuchałeś mnie? Musimy zabić je wszystkie, te które pozostały przy życiu są przy Anthonym.
Po tych słowach zaczęliśmy planować nasze działania, narada trwała dobre dwie godziny podczas, których omawialiśmy liczebność wojsk i proponowane strategie, aż doszło do kwestii wyboru posłańca, który przekaże uzurpatorowi telmarskiego tronu, informacje o czasie i miejscu bitwy.
— Ja pojadę — zgłosiłem się bez wahania — dotrę tam w ciągu dwóch dni, a wy w tym czasie ruszcie do miejsca bitwy.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Piotrek kładąc mi na ramieniu dłoń i mówiąc — Liczymy na Ciebie. Spakuj się i wypocznij, wyruszysz dziś wieczór.
Następnie zwrócił się do centaura — Wydaj rozkaz, niech wszyscy będą gotowi do wymarszu jutro z samego rana.
Centaur ukłonił się w milczeniu i wyszedł wypełnić rozkaz. Ja też postanowiłem już wyjść, nie miałem nic więcej do dodania, więc bez słowa opuściłem pomieszczenie. Udałem się zgromadzić zapasy na drogę oraz inne niezbędne przedmioty, po czym poleciłem osiodłać konia i załadować przygotowane rzeczy, a sam postanowiłem uciąć sobie drzemkę przed podróżą, w końcu nie najlepiej spałem ostatniej nocy. Chwilę przed zachodem słońca obudził mnie mój brat wręczając mi pismo ze swoją pieczęcią, miało mnie ono upoważnić do ewentualnych negocjacji i pozwolić przekroczyć granicę bez zostania pojmanym.
— Ufam Ci — powiedział kiedy już wsiadłem na konia — Uważaj na siebie.
Skinąłem głową i pomachałem Łucji, która właśnie szła w naszą stronę, na pożegnanie. Ponagliłem lejcami konia, a on ruszył spokojnie, by nie stratować Narnijczyków kręcących się po obozie. Już wyjeżdżałem z obozu, gdy usłyszałem w oddali głos Anny: — Edmundzie, zaczekaj!
Zatrzymałem się gwałtownie parę metrów od obozu i natychmiast zsiadłem z wierzchowca. Dziewczyna podbiegła w moją stronę i lekko dysząc zawiesiła na mojej szyi wisior z rzeźbionym lwem.
— Będzie Cię chronił — powiedziała cicho i spojrzała na mnie swoimi pięknymi, smutnymi oczami — Wróć cały.
Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głową w podzięce.

— Do widzenia — powiedziała Anna i powolnym krokiem wróciła do obozu obejrzawszy się za siebie tylko raz, ale ten gest dał mi nadzieję. Wsiadłem na konia i nim ruszyłem przyjrzałem się nieco drewnianemu lwu, musiała go robić w pośpiechu, bo widać było wiele niedociągnięć w jego wykonaniu, jednak ten prezent napełnił mnie radością. Wiedziałem bowiem, że nie wszystko jeszcze jest stracone, musiałem wrócić za wszelką cenę.

Rozdział 25

,,ANNA''

Udałam się osuszyć do mojego namiotu, weszłam i schyliłam się, w poszukiwaniu suchej sukni. W pewnym momencie usłyszałam wiwatowanie i okrzyki: — Aslan! To Aslan! Powrócił!
Zmieniłam odzienie jak tylko mogłam najszybciej i wybiegłam na zewnątrz. Ujrzałam dumnie kroczącego lwa i Łucję, nagle poczułam się nad wyraz spokojnie i bezpiecznie.
— Łucja! — krzyknął Piotr, który dopiero wrócił do obozu i rzucając kaftan trzymany w ręce na ziemię, podbiegł wziąć siostrę w objęcia.
— Tak bardzo się o Ciebie bałem — powiedział łamiącym się głosem.
Stawiając ją z powrotem na ziemię opamiętał się i ukląkł na jedno kolano oddając część Aslanowi.
— Powstań Piotrze, Wielki Królu Narnii — rozległ się majestatyczny głos lwa, a blondyn wstał dumnie się prostując. Nagle zwierzę spojrzało w moim kierunku, na co szybko zareagowałam ukłonem.
— Aslanie, Zuzia, ona... — zaczął niepewnie Piotr, a lew przerwał mu ze spokojem w głosie: — Jest szczęśliwa w moim kraju, spotkacie się, gdy nadejdzie czas.
Królowi musiało to wystarczyć.
— Aslanie — rozległ się głos Edmunda, który także ukląkł na jedno kolano oddając pokłon synowi Władcy zza Morza.
— Przybyłeś nas wesprzeć? — zapytał z nadzieją w głosie szatyn.
— Zaopatrzyć was w posiłki, tym razem to wasza walka — odpowiedział lew. Właśnie wtedy ujrzałam poruszające się drzewa, karły i olbrzymy.
Piotr spojrzał na Łucję z uśmiechem, na co dziewczynka odpowiedziała tym samym. Po chwili blondyn spoważniał i powiedział: — Jest jeszcze jedna rzecz, o którą muszę Cię prosić.
Lew i Wielki Król spojrzeli na mnie, dając do zrozumienia bym podeszła. Wraz z nimi oddaliłam się od obozu w ustronne miejsce, a gdy byliśmy już z dala od ciekawskich uszu Piotr zaczął: — Podjęliśmy z Anną pewną decyzję. Prosimy Cię abyś udzielił nam ślubu, Aslanie.
— Czy to jest właśnie to czego chcecie drogie dzieci? — mówiąc to lew spojrzał na mnie znacząco. Byłam pewna, że wie o moich uczuciach do Edmunda, wiedział, że go kocham, dlatego zadał to pytanie, sądząc jednak, że postępuję słusznie odpowiedziałam: — Tak, Aslanie.
Opiekun Narnii posmutniał i odwrócił wzrok, po czym powiedział: — Dam wam ślub jeszcze dziś, rozpocznijcie przygotowania.
— Przed zachodem słońca wszystko będzie gotowe — zapewnił Piotr. Ukłoniliśmy się oboje i wróciliśmy do obozu.

,,EDMUND''

Po tym jak Piotrek i Anna zniknęli gdzieś z Aslanem, ja spędziłem czas z Łucją, bardzo mi jej brakowało przez te trzy miesiące. Odprowadziłem ją po obozie i opowiedziałem co się działo, gdy zniknęła.
— Musisz bardzo lubić Annę, braciszku — powiedziała Łucja, kiedy odprowadzałem ją do namiotu.
— Tak myślę — odpowiedziałem uśmiechając się blado. Dalszą rozmowę przerwał mi faun potrącając mnie niechcący i upuszczając materiał.
— Dokąd się tak spieszysz, przyjacielu? — zagadnąłem podając mu to co chwilę temu nieszczęśliwie wylądowało na ziemi.
— Panie, Wielki Król Piotr żeni się dziś wieczór, musimy zdążyć przygotować wszystko przed zmrokiem.
Zamarłem słysząc to, a Narnijczyk odebrał materiał, skłonił się i pobiegł w swoją stronę. Łucja widząc mój wyraz twarzy zagadnęła: — Wszystko w porządku, Edziu?
Ja jednak byłem w szoku, zignorowałem ją i chwiejnym krokiem udałem się w ustronne miejsce analizując co dokładnie usłyszałem. Gdy byłem wystarczająco daleko zatrzymałem się i oparłszy się o jedno z drzew plecami zacisnąłem zęby oraz powieki najmocniej jak tylko umiałem, a po moim policzku spłynęła łza.

,,ANNA''

Tak jak powiedział Piotr, wszystko było gotowe chwilę przed zachodem słońca. Miałam na sobie zwykłą białą suknię przystrojoną płatkami kwiatów i liśćmi, w kolorach białych i blado różowych, przez driady. Ceremonia miała odbyć się nad jeziorem, tam też skierowałam swoje kroki. Gdy tylko dotarłam w owe miejsce, moim oczom ukazała się ścieżka usłana białymi kwiatami, na której końcu stali Aslan i Piotr. Nim na nią wkroczyłam dyskretnie zilustrowałam wzrokiem zebranych po jednej i po drugiej stronie kwiecistego dywanu. Moją uwagę przykuła twarz Edmunda, była bardzo poważna. Nie tracąc więcej czasu ruszyłam w stronę Piotra przy łagodnym akompaniamencie narnijskich instrumentów. Lekko drżąc stanęłam przy boku Wielkiego Króla, a Aslan rozpoczął obrządek. W pewnym momencie poczułam, że blondyn dyskretnie chwycił moją dłoń, jednak jego wzrok dalej skupiony był na lwie.

,,EDMUND''

W pewnym momencie jeden z satyrów związał dłonie Anny i Piotra czerwonym materiałem. Dziewczyna wyglądała tak pięknie, że przez pierwsze minuty nie mogłem oderwać wzroku, dopiero teraz widząc ją patrzącą głęboko w oczy mojemu bratu i wypowiadającą słowa, które tak bardzo pragnąłem usłyszeć skierowane do mnie, nie wytrzymałem. Opuściłem to miejsce chwilę przed zakończeniem zaślubin, potrącając po drodze paru zebranych, nie mogłem na to dłużej patrzeć. Przez chwilę miałem dziwne przeczucie, że Aslan wpatruje się we mnie ze smutkiem, jednak nie odwróciłem się i zniknąłem w gęstwinie drzew, byle być jak najdalej od tego miejsca.

,,ANNA''

Gdy ceremonia się skończyła udaliśmy się wszyscy do obozu gdzie czekała na nas uczta weselna. Nie ważne jak bardzo wytężałam wzrok nigdzie nie mogłam dostrzec Edmunda. Szatyn zjawił się jednak parę godzin później. Chociaż zabawa trwała w najlepsze, ja nie cieszyłam się nią wcale. Czułam na sobie wzrok młodszego króla, stał oparty o drzewo wychylając kolejny i kolejny kielich zapewne z jakimś trunkiem. Zmęczona całym tym wydarzeniem postanowiłam, że udam się do namiotu na spoczynek. Po drodze powiadomiłam o tym Piotra, który zdawał się znakomicie bawić w towarzystwie Narnijczyków. Weszłam do namiotu, który był moim tę ostatnią noc. Zaczęłam zdejmować po kolei części odzienia, aż zostałam w samej bieliźnie. Nagle usłyszałam szelest materiału, a gdy się odwróciłam moim oczom ukazał się on.
— E-edmund — zająknęłam się — nie powinieneś tu być, przebieram się.
Chłopak nie ruszył się z miejsca tylko uniósł wyżej brodę, nie spuszczając mnie z oczu powiedział oschle — Śmiało.
Z niedowierzaniem zamrugałam parokrotnie.
— C-co ty wygadujesz? To nie jest śmieszne — głos lekko mi zadrżał. Szatyn dalej milczał i nie ruszył się z miejsca.
— To nieodpowiednie, powinieneś wyjść — spuściłam wzrok.
— Nie dbam o to — rzucił i zrobił krok w moją stronę, po czym głosem pełnym wyrzutu kontynuował — Ofiarowałem mu tak wiele, władzę, poparcie, lojalność, szacunek, wiarę i oto co otrzymuje w zamian. Nie mogę go prosić nawet o jedną rzecz — podszedł kolejny krok i kolejny, aż w końcu dzieliło nas zaledwie parę centymetrów.
— Powiedz mi, że mnie kochasz, że nie dostanie Twojego serca — szepnął.
— Edmund, ja nie... — nie zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi krzycząc: — Powiedz mi!
Wzdrygnęłam się, to nie pierwszy raz kiedy młody król zachowywał się w ten sposób. Wiedziałam dlaczego taki jest, wiedziałam też co do niego czuję, ale to już nie miało znaczenia. Wyszłam za Piotra dla dobra królestw, powinien to zrozumieć, jednak tak nie było, musiałam więc go zranić.
— Nie kocham Cię, Edmundzie — mówiłam niewzruszona — Myślę, że będzie lepiej jeśli przestaniemy rozmawiać na osobności, jestem już mężatką.

,,EDMUND''

W tej właśnie chwili coś we mnie pękło, chwyciłem ją najmocniej jak potrafiłem i zmusiłem do pocałunku. Czując jak się wyrywa i szarpie stopniowo traciłem siły, aż w końcu oparłem czoło o jej ramię. Wyszarpnęła się z moich objęć i syknęła: — Wyjdź.
Posłusznie odsunąłem się i opuściłem namiot zerknąwszy wcześniej na Annę wpatrującą się niewzruszenie w ziemię.

,,ANNA''


Gdy tylko Edmund zniknął z mojego pola widzenia upadłam na kolana i zaczęłam bezgłośnie szlochać zakrywając usta dłonią. Czując bezgraniczny smutek zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno decyzja, którą podjęłam była słuszna.

Rozdział 24

,,ANNA''

Obaj mężczyźni natarli na siebie z ogromną siłą, Piotr zamachnął się mieczem, a Edmund powstrzymał cios dwoma, ledwo zatrzymując oręż brata przed swoją twarzą. Zamarłam w bezruchu, bacznie obserwując wydarzenia. Szatyn wytężając siły odepchnął miecz przeciwnika tak, że jego ręka wraz z bronią poleciała w tył i tym razem to Edmund natarł zadając cięcie z góry, które starszy z braci sparował ciężkim ruchem miecza. Młodszy władca odskoczył w bok i ledwie sekundę po tym Piotr zamaszystym ruchem zadał cios z prawej strony na lewą, szatyn zdążył podskoczyć i przeturlać się na drugą stronę, za plecy brata. Jakiś czas królowie szli łeb w łeb, walka trwała dobre pół godziny, po spoconych twarzach braci było widać zmęczenie. Piotrowi udało się wytrącić młodszemu jeden z mieczy, przez co Edmundowi szło coraz gorzej, ugiął się pod ciosem ciężkiego oręża blondyna i klęcząc na jednym kolanie siłował się z nim na miecze. Odparł broń przeciwnika i niespodziewanie złapał Wielkiego Króla za przedramię, ciągnąc go w swoją stronę oparł nogi o jego brzuch i przerzucił brata za siebie. Szybko wstał i już miał zadać ostateczny cios, kiedy nagle Piotr odwrócił się gwałtownie uderzając Edmunda łokciem z półobrotu w twarz. Młodszy król zachwiał się i złapał za twarz, odsunąwszy rękę od twarzy spojrzał na nią, po czym spojrzał niespokojnie na zdyszanego Piotra, a później na fauna. Nos szatyna krwawił, nastała chwila ciszy, którą przerwał okrzykiem Orelius — Król Piotr zwyciężył!
Rozległy się wiwaty na cześć Wielkiego Króla Narnii, tłum zebranych krzyczał i gwizdał obwieszczając radość ze zwycięstwa starszego z władców. Edmund spuścił głowę i szybkim krokiem udał się w moim kierunku zrzucając części uzbrojenia na ziemię, minął mnie nawet nie spojrzawszy i zniknął w gęstwinie drzew. Odwróciłam się za nim, jednak nie ruszyłam jego śladem, pomyślałam, że chce być teraz sam. Zamiast tego skierowałam się w stronę niewielkiego jeziora, które znajdowało się na wschód od obozu. Usiadłam przy jego brzegu, zdejmując buty. Nie wiedziałam, jak powinnam odnieść się do całego zajścia, z jednej strony cieszyłam się, że Edmund nie będzie miał szansy pójść w ślady mego brata, z drugiej natomiast nie wiedziałam czego spodziewać się po Piotrze.
— Mogę się przysiąść? — z zadumy wyrwał mnie głos mojego narzeczonego.
Skinęłam nieznacznie głową, na co blondyn, już bez rynsztunku, usiadł po mojej lewej stronie. Wziął głęboki wdech i podziwiając widok szepnął: — Wybacz, że musiałaś na to patrzeć.
— Więc czemu się na to zgodziłeś? — zapytałam z nutą wyrzutu.
Mężczyzna spuścił głowę.
— Nie chcę... Nie mogę pozwolić... — chwilę gubił się w słowach, nerwowo przeczesał dłonią włosy i wziąwszy głęboki oddech powiedział ze smutkiem w głosie: — Mam tylko jego. Zuzanna nie żyje, nie mam żadnej wieści o Łucji już od trzech miesięcy, a kiedy dziś rano zaproponował pojedynek ja... Nie mogłem dać mu wygrać, wtedy to on byłby w największym niebezpieczeństwie, chcę go od tego odsunąć tak daleko jak tylko mogę i tym razem nie zawiodę.
Władca zrobił pauzę, było widać, że chciał powiedzieć coś jeszcze, więc milczałam i wyczekująco wpatrywałam się w niego.
— Powiedziałem mu dzisiaj rzeczy, których nie powinienem, ale mam wrażenie, że to jedyne co mogłem wtedy zrobić, by go ochronić. Nie dbam o to, czy mnie znienawidzi, jeśli tylko będzie bezpieczny.
To co powiedział zrobiło na mnie niemałe wrażenie, nie znałam go od tej strony, zupełnie nie przypominał tego dumnego gbura, za którego go miałam podczas pobytu na Ker-Paravelu. Blondyn skierował na mnie swoje spojrzenie.
— Wiesz — zaczął — to nie tak, że chcę Cię zmusić do połączenia państw, powinienem wyjaśnić Ci to już wcześniej. Boję się, że jeśli siłą obalimy Anthonego, Telmarowie nigdy nie zaakceptują Cię jako królową, zabija Cię przy pierwszej okazji i wszystko zacznie się od nowa. Gdyby jednak Narnia i Telmar połączyły się, gdybym tylko tam był... Wierze, że byłbym w stanie coś zdziałać.
Wiedziałam, że Piotr miał rację, jednak nie popierałam tego w jaki sposób potoczyła się sytuacja między nim a Edmundem.
— Myślę, że powinieneś wyjaśnić to bratu, zrozumie — zapewniłam.
— Nie wątpię w to, ale jest uparty, nie przekonam go, by odsunął się od tego, tak będzie lepiej — skinął głową, jakby próbował przekonać sam siebie o słuszności decyzji jaką podjął.
Nagle wstał i zaczął zdejmować kaftan, popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, na co ten tylko lekko się uśmiechnął. Zdjął buty i zapytał — Nie masz ochoty popływać?

,,PIOTR''

Wiedziałem, że zbiłem ją lekko z tropu, ale na dziś miałem już dosyć tych poważnych spraw. Nawet ja potrzebuję chwili, by odetchnąć, pomyślałem więc, że trochę się zabawię. Podszedłem do dziewczyny i schyliwszy się podniosłem ją z ziemi. Anna nie wiedząc co się dzieje lekko zesztywniała, a ja niosąc ją coraz dalej w głąb płycizny jeziora, uśmiechnąłem się. Gdy byłem już po uda w wodzie zwróciłem się do dziewczyny: — Mam nadzieję, że lubisz pływać — po czym bez skrupułów wrzuciłem ją do wody. Dziewczyna chwilę powymachiwała dłońmi i pokaszlała, aż w końcu stanęła na nogi. Otarła oczy i z wyrzutem spojrzała na mnie, na co zaniosłem się śmiechem. Nie cieszyłem się zbyt długo, ponieważ Anna prysnęła mi woda prosto w twarz, następnie uśmiechnęła się triumfalnie i powiedziała: — Odrobinę się spociłeś Wasza Wysokość, chyba przydałaby Ci się kąpiel.
Spojrzałem na nią i lekko uniosłem lewy kącik ust, staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie. Opamiętawszy się chrząknąłem i powiedziałem: — Tak, słuszna uwaga, chyba przepłynę się kawałek, jeśli nie masz nic przeciwko.
— Nie, właściwie i tak miałam już wracać do obozu — odpowiedziała i zaczęła wychodzić z wody.
Gdy była już na brzegu odwróciłem się za nią i odprowadziłem wzrokiem, aż zniknęła za drzewami.

,,EDMUND''

Siedząc na niezbyt wysokim klifie obserwowałem Piotrka i Annę, z każdą minutą narastała we mnie coraz większa złość. Wyglądało na to, że wcale nie potrzebowała mojej pomocy, nie wiem co sobie wyobrażałem podczas pobytu w Rosuanie, ale widocznie źle odebrałem sytuację. Nie powinienem wcale się w to mieszać.

Rozdział 23

,,EDMUND''

Piotrek zaśmiał się i odpowiedział: — Bardzo śmieszne, Edek.
— Jestem poważny - powiedziałem zaciskając pięści. Piotrek z niedowierzaniem zamrugał parę razy. Skinieniem głowy odprawił narnijczyka, a gdy zostaliśmy we dwóch odezwał się: — Co chcesz tym osiągnąć? Powiedz szczerze.
— Chcę dać jej wybór — odparłem hardo.
— Do niczego jej nie zmuszam, widocznie sama widzi, że moje rozwiązanie jest najrozsądniejsze — oznajmił dumnie Piotrek.
— Nie dajesz jej wyboru — podniosłem głos.
— Sama go sobie nie daje — przerwał mi brat — Powiedz, co tak naprawdę chcesz tym osiągnąć?
Nie odpowiedziałem.
— Chcesz ją mieć, mam rację? — zapytał.
Znów podniosłem głos — Ona nie jest rzeczą!
Zanim zdążyłem coś dopowiedzieć blondyn wtrącił: — A jednak pragniesz ją mieć.
— Przygotuj się — rzuciłem i już chciałem wyjść, jednak zatrzymał mnie jego głos.
— Zdajesz sobie sprawę, że niczego tym nie osiągniesz? — zapytał pewny siebie, ale jednocześnie użył zaczepnego tonu — Doskonale wiesz, że nawet i te trzy miesiące nie były w stanie zrobić z Ciebie lepszego wojownika i przywódcy niż ja.
— Myślałem, że się dzielimy bracie — odparłem.
— Anną też chcesz się dzielić? — zamarłem — Z władzą jest jak z kobietą, mężczyzna się nią nie dzieli.
Doskonale wiedział, że nienawidziłem kiedy mówił do mnie w ten sposób, dając mi swoje złote rady, czekał tylko aż wybuchnę, by jak zawsze w naszych słownych potyczkach, posłać mi ten swój pogardliwy, ale i jednocześnie triumfujący uśmiech.
— Nie poznaję Cię bracie — próbowałem zachować zimną krew.
— Edmund, to już nie jest zabawa, nie jesteśmy dłużej dziećmi — nastąpiła chwila ciszy, po której Piotrek dodał - Nie ustąpię, liczę, że zrozumiesz.
Zmarszczyłem brwi i patrząc mu prosto w oczy zapytałem: — Dlaczego tak zależy Ci na małżeństwie? Co się zmieniło?
Piotr wziął głęboki oddech i nerwowo przestąpił z nogi na nogę — Nie mam pojęcia o czym mówisz.
— Czyżby? — przekrzywiłem głowę — Czemu zatem mi jej nie oddasz, przecież nieważne który z nas ją poślubi, królestwa i tak ulegną fuzji. O co chodzi? Odpowiedz mi, szczerze.
— Idź się przygotować, będę z tobą walczył — powiedział i tym razem to on chciał wyjść.
— Zakochałeś się w niej? — zapytałem odwracając się do niego, jednak Piotrek przystanął tylko na chwilę, a następnie wyszedł na zewnątrz. Zostawił mnie samego, bez odpowiedzi na pytanie, które nurtowało mnie najbardziej. 
Po niedługim czasie udałem się do namiotu z zaopatrzeniem w celu skompletowania rynsztunku, a następnie rozpocząłem przygotowania. Jeden z faunów założył mi napierśnik i naramienniki, z zarękawiem i doborem broni poradziłem sobie sam, wybrałem dwa miecze jednoręczne, lekkie i dobrze wyważone. Nie widziałem większego sensu wkładać pełnej zbroi, zdecydowanie stawiałem na szybkość, a im więcej uzbrojenia miałem na sobie, tym wolniejszy się stawałem. Kończyłem już umiejscawiać broń, gdy do namiotu weszła Anna.
— Czyś Ty do reszty rozum stracił?! Co Ty wyprawiasz?! — krzyczała na mnie zdenerwowana dziewczyna.
Skinieniem głowy poleciłem faunowi się oddalić, a kiedy ten tylko opuścił namiot powiedziałem: — Proszę, nie zwracaj się do mnie w ten sposób w obecności moich poddanych, stracę ich szacunek.
— Mógłbyś mi wytłumaczyć dlaczego to robisz? — skrzyżowała ręce na piersi co nie umknęło mojej uwadze. Nie spodobało mi się to, zbytnio przypominała wtedy Piotra i jeszcze dochodził do tego ten roszczeniowy ton... Przecież robiłem to dla niej, to chyba było jasne.
— Chyba nie muszę Ci się tłumaczyć, nie jestem dzieckiem — odburknąłem.
— Aż tak przeszkadza Ci, że Twój brat wrócił cały i zdrowy? — mówiła z niedowierzaniem w głosie — Boli Cię, że nie jesteś już najważniejszy? Nie widzisz, że zaczynasz zachowywać się jak Anthony?
Krew we mnie zawrzała, jak śmiała mnie o to posądzać?! Przecież to nie tak, robiłem to dla niej, dla królestwa, Piotr zachowywał się inaczej, to było jasne, przecież nie mogłem ryzykować i czekać co z tego wyniknie.
— Nie wiesz o czym mówisz — skwitowałem.
— To mi powiedz, czemu nie możesz spokojnie porozmawiać z własnym bratem? — Annie zaczął łamać się głos.
— Próbowałem i oto do czego doszło, wybacz mi Anno, ale muszę Cię prosić byś wyszła, nie chcę by coś mnie teraz rozpraszało — dość szorstko zakończyłem naszą rozmowę. Dziewczyna wyraźnie zacisnęła ręce w pięści, po czym posłusznie opuściła namiot.
Po raz kolejny nasza rozmowa nie należała do najlepszych, trochę miałem jej za złe ten brak zrozumienia, bo przecież jakbym mógł chcieć zagarnąć wszystko dla siebie... Zatrzymałem się na tej myśli, przecież raz już tak było, kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, spotkałem wtedy Białą Wiedźmę, byłem gotów zdradzić rodzeństwo i to zrobiłem. W dalszym ciągu nie mogę sobie tego wybaczyć, ale chcę wierzyć, że tym razem jest inaczej, tym razem chcę utrzymać nas wszystkich w ryzach. Chociaż właściwie, nie wszystkich, pomyślałem o Zuzannie, o tym, że nie mogłem jej ochronić, a przecież tam byłem! Byłem bezradny, może i Piotrek dostrzega to czasem we mnie, dlatego powiedział to wszystko chwilę wcześniej. Nie mogłem tego wiedzieć, jednak po tym natłoku myśli straciłem nieco wiary w swoje przekonania. Zuza wiedziałby co robić, gdyby tylko tu była…

,,ANNA''

Niedługo po mojej dyskusji z Edmundem rozpoczął się pojedynek, w którym faun Orelius został wyznaczony na sędziego. Nie chciałam patrzeć na ten pojedynek, ale musiałam tam być, coś wewnątrz mnie nie dawało mi odejść.
— Pojedynek będzie trwał do pierwszej krwi, jeżeli któremukolwiek z Waszych Wysokości będzie groził poważny uszczerbek na zdrowiu pojedynek zostanie przerwany i wznowiony, po krótkiej przerwie — powiedział Orelius do zainteresowanych mężczyzn.
Bracia odeszli od siebie kawałek, po czym odwróciwszy się czekali już tylko na znak od fauna. Edmund wyglądał tak, jak pozostawiłam go w namiocie, na codzienny strój miał nałożone zaledwie napierśnik, naramienniki i zarękawie, dzierżył miecze w obu dłoniach, gotów do starcia. Natomiast Piotr ubrany był w kolczugę, zarękawie i nagolennice, a w obu rękach trzymał ciężki miecz dwuręczny wymierzony w stronę brata.

— Na mój znak — Orelius uniósł w górę rękę, po czym zaraz ją opuścił z okrzykiem: — Zaczynajcie!

Rozdział 22

,,ANNA''

Obudziłam się w dużym brązowym namiocie. Poderwałam się do siadu i przetarłam oczy. Obok mojego posłania stało już przygotowane śniadanie. Wstałam, zmieniłam ubranie i umyłam twarz. Posiłek zjadłam w pośpiechu, ponieważ chciałam jak najszybciej porozmawiać z Piotrem. Gdy wyszłam z namiotu, a moim oczom ukazało się obozowisko w świetle dnia. Na wprost od mojego namiotu, dosłownie kilka metrów dalej, dogasało duże ognisko. Jedna z osób siedzących przy nim, w pewnym momencie wstała i odwróciła się twarzą w moją stronę. Edmund spojrzał na mnie przez chwilę, jakby ze smutkiem, jednak szybko spuścił wzrok i odszedł w głąb obozowiska. Nie rozumiałam tego co się między nami działo, jednak wtedy miałam dużo ważniejszą rzecz do zrobienia niż użalanie się. Pierwszego lepszego żołnierza zapytałam o drogę do namiotu Piotra, za dnia wszystko wyglądało inaczej, a wolałam nie wpaść komuś obcemu do namiotu z wizytą. Faun był tak dobry, że zaprowadził mnie pod samo wejście, podziękowałam i skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i bez zapowiedzi weszłam do środka. Zastałam zdziwionego Piotra przy prowizorycznym stole, na którym walały się pergaminy.
— Czemu zawdzięczam tak wczesną wizytę? — zapytał zdziwiony.
— Dzień dobry, Piotrze, przychodzę do Ciebie ze sprawą, która nie daje mi spokoju od jakiegoś czasu — odpowiedziałam.
— Słucham więc — mężczyzna oparł się o stół, zakładając ręce na piersi.
— Nasze zaręczyny... — zaczęłam niepewnie — Czy one są dalej aktualne?
Piotr zmarszczył brwi — Co to za pytanie? Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że stawka jest dużo wyższa niż wcześniej.
— Nie rozumiem, jak to wyższa? — zdziwiała mnie jego odpowiedź.
— Skoro okazałaś się jedyną, prawowitą dziedziczką tronu, nasz ślub połączy oba państwa — wyjaśnił spokojnie.
— Zaszła pomyłka to mój brat jest prawowitym dziedzicem, ma pierwszeństwo do tronu — ta rozmowa z każdą wypowiedzią stawała się coraz dziwniejsza.
— Anthony nie jest synem króla Thosa, a co za tym idzie, nie ma prawa do telmarskiego tronu — oznajmił Piotr.
To wszystko trafiało do mnie powoli, nie mogłam tak łatwo oswoić się z tym co powiedział blondyn.
- A skoro jesteś prawowitą władczynią Telmaru, poślubiając mnie zagwarantujesz pokój i fuzję królestw — Piotr zbliżył się do mnie nieznacznie — Nie ma sensu unieważniać zaręczyn.
Miałam okropny mętlik w głowie, wiedziałam, że miał rację, jego decyzja była słuszna, jednak ja czułam ucisk w sercu na myśl o poślubieniu Piotra. Mężczyzna podszedł bliżej, ujął mą dłoń i patrząc mi głęboko w oczy powiedział: — Nie bój Anno, przysięgam traktować Cię należycie.
Bez słowa zabrałam rękę i w pośpiechu opuściłam namiot. Po odejściu kawałek od obozu, przycupnęłam po jednym z drzew i ukryłam twarz w dłoniach. Kilka łez spłynęło po moich policzkach i dłoniach, nie wiedziałam co robić. Przez te trzy miesiące Edmund wzbudził we mnie pewne uczucie, jednak ostatnie jego zachowanie ogromnie mnie rozczarowało, poza tym nie chodziło tylko o mnie, ale o los moich poddanych, którzy ginęli przez zachłanność mojego brata. Mimo ogromnego bólu jaki sprawił mi Anthony, wciąż darzyłam go siostrzaną miłością, nie wiedziałam, czy będę w stanie obrócić się przeciwko niemu. W tym wszystkim był jeszcze Piotr, ostatnim razem kiedy go widziałam nie angażował się zbytnio w naszą znajomość, mimo iż widziałam jego starania, to że już wcześniej zmienił do mnie nastawienie było jasne, ale dlaczego upierał się, bym to właśnie jego poślubiła?
Zamyślenia wyrwał mnie głos Edmunda — Wszystko w porządku, Anno?
— Nie — odparłam krótko, nawet nie uraczywszy go spojrzeniem.
Szatyn ukląkł obok mnie i ująwszy moja twarz w dłoń, przetarł kciukiem ślady po łzach.
— Wybacz mi — szepnął — nie miałem prawa tak się zachowywać.
— Nie przez Ciebie płaczę — ucięłam i spuściłam wzrok.
Chłopak zmarszczył brwi.
— Więc czemu? — zapytał.
Nie byłam pewna co do Edmunda w tej chwili, ale poczułam nagłą chęć wyrzucenia z siebie tego, co leżało mi na sercu.
— Wiesz już o Anthonym, prawda? — skinął głową — Piotr chce bym przejęła władzę, mówi, że chce połączyć oba królestwa, ale nie wiem co mam o tym myśleć.
Edmund milczał chwilę, po czym zapytał: — Wyjdziesz za niego?
— Jeśli chcę myśleć o moich poddanych chyba nie mam wyjścia — odparłam zrezygnowana.
,,EDMUND''
Spuściłem głowę w zadumie i nagle mnie olśniło.
— Będziesz mieć wybór — powiedziałem zdeterminowanym głosem, poderwałem się na nogi i pobiegłam w kierunku obozu, zostawiając dziewczynę samą. Wpadłem do namiotu Piotrka, łapiąc lekka zadyszkę, który właśnie prowadził rozmowę z centaurem.
— Walcz ze mną — powiedziałem, a ten zdziwiony zmarszczył brwi.

— Walcz ze mną, o tytuł Wielkiego Króla Narnii.

Rozdział 21

,,ANNA''

Edmund obudził mnie krzątaniem się po pokoju.
— Dlaczego pakujesz nasze rzeczy? — zapytałam marszcząc brwi. Ed spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok.
— Ubieraj się, musimy ruszać. Teraz — powiedział stanowczo z naciskiem na ostatnie słowo. Posłusznie wstałam i założyłam pierwszą, lepszą suknię.
— Więc jednak, okłamałeś mnie — mruknęłam pod nosem, a chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie, nic sobie nie robiąc z moich słów. Ja również spakowałam parę rzeczy. Było ich niewiele, prawda była taka, że przybyliśmy tu jedynie w tym co mieliśmy na sobie.
— Idź na dół, spakuj prowiant. Będziemy iść cały dzień i nie wiem czy dojdziemy na miejsce przed zmrokiem. Weź tyle ile uważasz — wydawał polecenia beznamiętnym tonem. Nie poznawałam go od kiedy wrócił ze spotkania z faunem. Mimo wszystko zrobiłam o co prosił, chociaż słowo ,,prosił'' nie było do końca adekwatne do jego wypowiedzi. Na dole spotkałam Poliniana, poinformowałam go o tym, że wyjeżdżamy, a on tylko pokiwał głową i szepnął jakby do siebie: — Już czas, już czas.
Jak tylko skończyłam pakowanie jedzenia, Edmund zjawił się na dole i zaczął rozmawiać o czymś ze staruszkiem. Nie słyszałam ani słowa, ale po wyrazie twarzy Poliniana można było zgadnąć, że to co powiedział mu chłopak, go ucieszyło. Wzięłam pakunek ze sobą i podeszłam do staruszka.
— Dziękujemy za pomoc. Nigdy Ci tego nie zapomnimy — uśmiechnęłam się i lekko przytuliłam Poliniana. Edmund wyraźnie się niecierpliwił i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Na pożegnanie starca, skinął jedynie głową. Opuściliśmy wioskę w pośpiechu, a Edmund dalej nie wyjaśnił mi czemu wyruszyliśmy o tydzień za wcześnie. Postanowiłam jednak na razie nie poruszać tego tematu, nie chciałam marnować sił na kłótnię z chłopakiem już na początku drogi. Weszliśmy głębiej w las, gdzie oparty o jedno z drzew, czekał Orelius, obracając w dłoniach drewnianą fletnię. Zobaczywszy nas ukłonił się Edmundowi, a do mnie... cóż, nie pałał sympatią ani szacunkiem. Młody król skinął głową i rzekł: — Prowadź nas do obozu, jak najszybciej.
Podczas podróży do Drżącej Puszczy, nie rozmawiałam z nikim, a raczej to ani Ed, ani faun nie kwapili się do rozmowy ze mną. Wymieniali między sobą co jakiś czas parę zdań na temat obozu. Jednak jako taka rozmowa nawiązała się dopiero podczas postoju, oczywiście tylko między Oreliusem i Edmundem.
— ...część minotaurów, zaczynała szemrać i podburzać się nawzajem, jednak całe szczęście Król Piotr rozwiał wszystkie wątpliwości i... — usłyszawszy urywek rozmowy nie wytrzymałam i przerywałam faunowi: — A więc to to przede mną ukrywałeś?! — krzyczałam — Piotr żyje, w dodatku czeka na nas w obozie, a Ty nie wspomniałeś o tym nawet słowem?!
— Zrobiłem to co uważałem za słuszne! — wrzasnął Edmund, zbulwersowany poderwał się na równe nogi i zbliżył się do mnie wciąż krzycząc: — To ja podejmuje decyzje! — a gdy znalazł się ze mną twarzą w twarz, ostatnie słowa powiedział ciszej, ale z naciskiem: — To JA jestem królem, a ty powinnaś mnie słuchać.
Nie wierzyłam, że Edmund tak mnie potraktował. W oczach zebrały mi się łzy, lecz nim zdążyły spłynąć mi po policzkach odwróciłam się do chłopaka plecami, a następnie powiedziałam z nutą rozpaczy i złości: — Wybacz mi KRÓLU bezczelność.
Odeszłam trochę dalej i schowałam się za skałami, tam pozbyłam się nadmiaru łez, po czym wytarłam je w rękaw. Dopiero gdy się uspokoiłam wróciłam do chłopaka i fauna, który oznajmił, iż czas ruszać dalej. Droga okropnie mi się dłużyła i byłam bardzo zmęczona. Do obozu dotarliśmy dopiero w środku nocy, czekało nam tam na nas kilkoro narnijczyków pełniących wachtę, którzy zaprowadzili nas do namiotu, gdzie czekał Piotr. Bałam się jak zareaguje na mój widok, ale przezwyciężyłam strach i weszłam do namiotu chwile po Edmundzie.
— Edek, jesteście! Bałem się, że dziś nie dotrzecie — powiedział ucieszony Piotr i uściskał brata.
— Ale jesteśmy, oboje — powiedział Ed beznamiętnym tonem. W tym momencie wzrok Wielkiego Króla spoczął na mnie. Mężczyzna podszedł do mnie i niespodziewanie objął ramionami. Staliśmy tak chwilę, żadne z nas nie powiedziało słowa. Mój wzrok powędrował na Edmunda, który wydawał się obojętny i patrzy w inną stronę. W końcu Piotr odsunął się, podszedł do wyjścia i powiedział do jednego ze strażników: — Zaprowadź księżniczkę do jej namiotu, musi odpocząć.
Po czym uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Nie mogłam przyzwyczaić się do takiego zachowanie ze strony mężczyzny, to było zbyt dziwne.

— Ale Ciebie Edek trochę zatrzymam, mam z Tobą parę ważnych rzeczy do omówienia — zwrócił się do brata podchodząc do niego bliżej i klepiąc po ramieniu. Wyszłam i podążając za strażnikiem doszłam do namiotu, gdzie dosłownie padłam na posłanie.